czwartek, 30 kwietnia 2015

Czas na dobrą książkę!




Jest taki czas w ciągu dnia tylko dla mnie.

 Podczas poobiedniej drzemki L,mam chwilę dla siebie. 

Oczywiście jeśli wcześniej już wszystko zostało poprane,ugotowane i wyprasowane:)

Moja chwila przyjemności. Najczęściej z kawą /herbatą i dobrą książką.

Kawa podana w ładnej filiżance,biały obrus, zapach ukochanej herbaty,czy babeczki z czekoladą...?

Czemu nie?

Dlaczego mam nie nagradzać i  nie ugościć samej siebie?

Przecież każda chwila jest dobra,nie trzeba czekać na specjalną okazję.

Wystarczającą okazją jest dzisiejszy dzień!

Kiedyś, podobnie jak autorka książki nie dostrzegałam małych rzeczy.

Czekając na wyjątkową okazje przez co pięć lat nie używałam ślubnej zastawy,choć bardzo mi się podobała.
 Wolałam,by czekała schowana gdzieś głęboko w szafie.

Uwielbiałam świecie,ale ścierałam z nich kurz zamiast  palić,bo było mi ich szkoda. 

Takich przykładów mogłabym podawać więcej,ale na szczęście to już przeszłość.

Macie nieraz tak,że pochłonęlibyście książkę jednym tchem,ale szkoda Wam się z nią rozstać...?

Wolicie więc celebrować każdą wolną chwilę w Jej towarzystwie.

Ja właśnie teraz tak mam z książką Reginy Brett:

 „ Bóg nigdy nie mruga. 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu”.

Dawkuję ją sobie pomału czytając każdy z felietonów.

Autorka opisuje w nich swoje przeżycia, historię znanych jej osób,ważnych ludzi, książek ,filmów i modlitw,które wywarły na niej wrażenie.

Niesamowita książka o poszukiwaniu siebie,szczęścia, Boga,o potrzebie bycia kochanym i sile miłości!

 Jak dla mnie lektura obowiązkowa:)































A Wy macie jakieś książki, z którymi nie potraficie się rozstać,do których często wracacie?
Podzielcie się.


Ściskam Was MOCNO życząc cudownej,ciepłej i słonecznej majówki!


:)





poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Warto doceniać co się ma!


Dziś post miał być o pięknych nadmorskich wnętrzach. 

O domach jak z marzeń sennych z szumem fal na dobranoc.

Ale coś ostatnio się melancholijna stałam. 
 
Może przez zbliżające się urodziny,ostatnie z dwójką na początku?!

Może za sprawą bardzo ciężkich chwil, dla mnie wręcz niewyobrażalnych, które przechodzą znane mi osoby.

Wszystko to spowodowało,że spojrzałam na swoje życie z innej perspektywy.

Spojrzałam i stwierdziłam,że mam za co DZIĘKOWAĆ!!!

Mam wszystko na co całe życie czekałam.

 Męża,którego poznałam jako mała dziewczynka i o którym marzyłam przez wiele lat,odliczając dni do kolejnych wakacji, w nadziei na spotkanie.

 Wspaniałego Synka,który jest spełnieniem marzeń wszelakich. 

Naszym szczęściem  z boskim uśmiechem i dołeczkiem w prawym policzku.

Mam cudowną rodzinę, na którą zawsze mogę liczyć.

 Doceniam to każdego dnia!

 Szczęście to dla mnie małe rzeczy:

 To pobudka skoro świt  przez parę wpatrzonych,wyspanych gałek pomimo piątej rano(!). 

Pierwsze, poranne, dolatujące do moich uszy słowo MAMO wywołujące w magiczny sposób,
 uśmiech na mojej zaspanej twarzy.

Promienie słońca w sypialni i wypicie w łóżku kawy zrobionej przez Męża w niedzielny poranek.

 Odkrywanie świata z ciekawym wszystkiego dwulatkiem. 

Pokazywanie mrówki, ganianie kaczek,spacery po parku.

Dla mnie są to chwile bezcenne i najważniejsze,bo spędzone w komplecie-całą naszą trójką:)

Wiem,że nie zamieniłabym ich na nic innego!

Na koniec dzisiejszego wpisu zapraszam Was do obejrzenia przepięknych wnętrz.

W takiej scenerii widziałabym nas....

Morze,to to co kochamy!






zrodlo


zrodla

zrodlo

zrodlo



zrodlo



zrodlo


zrodlo


zrodlo


zrodlo

zrodlo



zrodlo


zrodlo

zrodlo


zrodlo


zrodlo

Ściskam Was Bardzo Mocno życząc cudownego tygodnia!!!!


:)


środa, 22 kwietnia 2015

Wiosnne przesilenie z dziecięcym pokoikiem w tle


Witajcie Kochani!

Nie wiem jak Wy,ale ja ostatnio opadłam z sił! 

Nie ma to bynajmniej związku z brakiem snu u L,a u mnie.

 Latorośl  odkąd skończyła dwa latka śpi jak bóbr. 

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wstaje dopiero o 7!

Co innego jego Rodzicielka. 

Jakby ktoś odłączył mi zasilanie.

 Za oknem cudowna,wiosenna pogoda,a ja potrzebuje rano duuuuużo więcej czasu na rozruch niż dotychczas to bywało.

Na dwór już nie wychodzę,bez moich przyciemnianych przyjaciół,co by oczu podpuchniętych nie pokazywać.

Może to brak jodu w powietrzu tak na mnie działa,albo organizm lekko przeciążony jeszcze po ilości atrakcji podczas pobytu w Polsce.

Tylko,że na odpoczynek się nie zanosi,bo nowe wyzwanie przed nami,wokół którego już moje myśli się koncenrują.

Będzie wymagało od nas dużo zaangażowania, skupienia i pracy. 

Mam nadzieję,że efekt końcowy będzie tego wart.

Tymczasem kilka obiecanych karów z pokoju naszego L.

Jeszcze sporo zostało do zrobienia,ale powolutku i to pomieszczenie nabiera kształtu.


Zapraszam w progi naszego Nadmorskiego Królewicza....






Drewniany wieszak Łoś zawisnął. Na razie w otoczeniu pomponów.







Drewniane zabawki cieszą L najbardziej. Oprócz lego duplo,są tymi po które sięga najczęściej.





Drewniana kaczka na kiju z klapiącymi nóżkami jest wręcz rozbrajająca,szczególnie wzięta na spacer.








Zanim L się urodził,mówiliśmy że będzie posłańcem wiosny. 

Dlatego jak zobaczyłam girlandę lampek w kształcie ptaszków,nie mogłam się powstrzymać!

I jeszcze to ciepłe światło jakie dają....





Kosz na zabawki od Ohmama świetnie się u nas sprawdza mieszcząc wszystkie skarby.





Tak wygląda przeciwległa ściana. Do tej pory stała zupełnie pusta. 

Regał miał być bez kosza,ale został prze pomyłkę kupiony taki. Na razie w koszu zamieszkały pluszaki.

Zastanawiam się czy zmienić pokrowca na skrzyni na jakiś bardziej stonowany.

Macie jakieś pomysły co do koloru?





Napis w miejscu gdzie będzie nowe łóżeczko już jest.

 Na nowe miejsce Słodkich Snów trzeba na jeszcze trochę poczekać.









Ściskam Was Mocno!

Cieszę się, że jesteście,zaglądacie,pozostawiacie ślad po sobie:)

Cudownego dnia dla Was!!!!!



:)


piątek, 17 kwietnia 2015

Nasze Miejsce na Ziemi



Ostatnio jadąc na dwa tygodnie do Polski rozmawialiśmy z M,że to nie był nasz kwartał.

  Prawie trzy miesiące w Anglii ciągnęły się jak nie powiem co,przeplatane atrakcjami chorobowymi.

Teraz możemy się już z tego śmiać,ale w lutym siedząc cały miesiąc w domu z przeziębionym i zakatarzonym L, nie było mi do śmiechu.

Czekaliśmy więc na koniec marca i nasz wyjazd do Polski jak na zbawienie.

Myślę,że jak moglibyśmy to dni odliczalibyśmy ryjąc na ścianie,a tak starczyć musiały nam trzy kalendarze.

Cieszyliśmy się,więc jak małe dzieci. Planowaliśmy co też przez te dni uda nam się zrobić w mieszkaniu.

Z każdym przejechanym kilometrem drogi nasze twarze były bardziej radosne,a w sercu robiło się dziwnie ciepło. 

Wiedzieliśmy,że niebawem wysiądziemy z samochodu i pierwszą rzeczą która zrobimy to weźmiemy głęboki wdech nadmorskiego powietrza.

Następnie przekroczymy próg naszego Miejsca na Ziemi i będzie pięknie.

Nie wiedziałam natomiast,że nawet błahostka  będzie mnie cieszyła jak nigdzie indziej.

Poranny spacer z psem pośród pól, zapach i smak świeżo palonej kawy.
Wiosenny deszcz i  cudowny zapach ziemi mu towarzyszący.

Na koniec plaża,jeszcze pusta i jakże piękna.


Dlatego,choć na razie nie możemy cieszyć się tym na codzień, bo co kilka tygodni trzeba znowu pakować walizki, to i tak jesteśmy Szczęściarzami,bo znaleźliśmy już Nasze Miejsce na Ziemi.

Miejsce do którego tęsknimy, o którym śnimy.

Miejsce,które cierpliwie czeka  na  każdy nas powrót.

Nasz DOM!









Oprócz uśmiechu mojego dziecka tak właśnie wygląda dla mnie szczęście...








Tak piękny był miniony weekend u nas. Pierwsze plażowanie więc za nami.

Cieszyć się takimi widokami będziemy już za sześć tygodni.

Jak wszystko pójdzie po naszej myśli czekać nas będzie tez nowe wyzwanie,ale na razie cicho sza....:)

Ściskam Was bardzo MOCNO życząc cudownego weekendu!

:)


poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Przyjecie urodzinowe L!


Ostatnie dwa tygodnie minęły nam bardzo pracowicie.

 Podczas pobytu w Polsce mogliśmy skupić się na naszym mieszkaniu. 

Praktycznie wszystkie plany aranżacyjne udało się zrealizować.

 Pokój L, nabrał kształtów,podobnie nasz salon. 

Na ścianach zawisły galerie naszych zdjęć,więc w końcu zrobiło się przytulnie.

 Tak jak powinno być w domu.

Oprócz Świąt,spotkań z rodziną najważniejsze dla nas było przyjęcie z okazji Drugich Urodzin naszego Synka.

Już sporo wcześniej szukając inspiracji wiedziałam że dominującymi kolorami dekoracji będzie czerń w połączeniu z żółtym.

Jedną z pierwszych ulubionych bajek L,był "Ul" Disneya.

Stąd motyw pszczółek wykonanych przeze mnie z kolorowego papieru.

Oprócz zwykłych balonów postawiłam na pompony zarówno wykonane samodzielnie z serwetek jak i wpisujące się w temat przyjęcia- honey combs.
 





Cytrynowe babeczki, na które przepis znajdziecie TUTAJ i ciasto marchewkowe z ananasem i orzechami KLIK były jedzone ze smakiem oczywiście również przez Solenizanta:)

Przepis na tort bez pieczenia,który aby tradycji stało się zadość musi być obowiązkowo na każdych urodzinach znajdziecie TUTAJ.





Baner literowy to mój ostatni zakupowy strzał w dziesiątkę.

 Świetnie sprawdza się nie tylko na przyjęciu urodzinowym,ale jest fantastyczną dekoracją samą w sobie.

U nas w domu napisy zawisły w przedpokoju i nad łóżeczkiem w pokoju L.






















Tak prezentowała się dekoracja w całości. 

Dla mnie było to sama radość,a słowa "wow"! wypowiedziane przez Solenizanta były najlepszym co mogłam usłyszeć.




Choć minęło dopiero parę dni już patrzę ze wzruszeniem na zdjęcia z tego szczególnego dla nas dnia. 

Nadal nie mogę uwierzyć,że moje Szczęście Największe jest  z nami już dwa lata!

To był najcudowniejszy czas w moim życiu, każda chwila, uśmiech,grymas i  magiczne słowo Mama!

Moje spełnienie marzeń wszelakich,dwuletni Skarb największy!

:)