Tegoroczny luty zostanie na dłuuuuugo w mojej pamięci,a to za sprawą faktu,
że właśnie rozpoczęłam TRZECI TYDZIEŃ uziemienia z L w domu.
Zawsze byłam raczej domatorką,ale teraz aż mnie nosi,żeby choć nos wyściubić na zewnątrz.
Pół biedy jak leje i wieje,ale dziś jak na złość piękne słońce.
W minionym tygodniu już z L było lepiej, leki działały,dziecko mniej kaszlało i nawet na spacer udało się wyjść.
Już więc Rodzicielka witała się z gąską,aż z pracy przyszedł M, jakiś taki niewyraźny.
Ta jego przyniesiona niewyraźność lotem błyskawicy przelazła na L i Matka już złudzeń nie miała.
Gąska też w siną dal odeszła.
Nadszedł kolejny weekend-walentynkowy tym razem z dwoma gorączkującymi mężczyznami.
Na szczęście M, w niedzielę poczuł się na tyle dobrze,że nowy zapas książeczek,tablic do rysowania i aut zapewnił,aby jakoś udało nam się kolejne dni przetrwać.
Ma teraz L radość wielką,bo codziennie coś nowego otwieramy,czytamy.
Czas jednym słowem szybciej mija.
W tym miejscu chciałabym zaprosić na kawę każdego z Was!
Kto żyw!
Kto nie ma w domu żadnej epidemii,pandemii czy pomoru niech wpada do mnie!
Towarzystwo osób pełnoletnich mile widziane:)
Zapewniam:
-lokal
-kawę
-ciasto
W tym wypadku angielskie pączki.
Moje postanowienie i słaba-silna wola poniosły klęskę, gdy M przyniósł je ze sklepu.
Chociaż w sumie Rodzicielka-też jest TYLKO człowiekiem!
Tym optymistyczny akcentem żegnam się dziś z Wami!
Mam nadzieję,że u Was wszyscy zdrowi!!!!!
Ściskam
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz