No, i masz babo placek!
Wczoraj, rozmawiając przez telefon z bratem mym osobistym, ponarzekałam sobie chwilę na swojego laptopa. A to, że wolny, że odpala się 5 minut, doprowadzając mnie tym do pasji.
Ale teraz, pisząc posta na służbowym laptopie mamy, chcę swojego małego,białego "pędziwiatra"!
Zacznę może od tego, że laptop w zasięgu ręki 11-miesięcznego dziecka nie może czuć się bezpiecznie!
NIGDY!!!
A w otoczeniu mojego L już w ogóle. Wystarczyła sekunda,dosłownie chwila nieuwagi, by komputer zaliczył lot,a raczej upadek z wysokości 120cm.
Huk był niezły ,a efekt- można się domyślić-opłakany!
Jest już w rękach specjalistów, którzy mają fachowym okiem wycenić ewentualne przywrócenie go do życia.
M, jak dowiedział się o całym zajściu, spytał się ,mnie czy znowu naprawa (to już druga matryca w ciągu 1,5 roku) czy może jednak zakup nowego?
Jakiś kamikadze ten mój laptop!
Chyba wolałabym jednak dać mu drugą szansę bo przyzwyczaiłam się najzwyczajniej w świecie do tego "maluszka". Spędziliśmy ze sobą cztery cudowne lata! Ach, ileż to wspomnień
Gdy już otarłam łzy pojechałam z wizytacją na nasze mieszkanie.
Praca wre to mało powiedziane!
Cegła już położona ,a podłoga "się kładzie".
Na razie jest na tarasie zimowym, ale do soboty ma opanować już całe mieszkanie-mój dąb kochany:)
Łazienka zaczyna nabierać kształtów.
Już bliżej końca niż dalej!
Nie okupuję już dłużej nieswojego laptopa i idę tęsknić za swoim.
Miłego wieczoru!
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz