Trochę mnie nie było,ale już się usprawiedliwiam:)
Na weekend rodzice wyjechali,więc znowu w domu rządziliśmy razem z L i psem,tak na dokładkę.
Nie
próżnowaliśmy i codziennie byliśmy nad morzem. Dodajmy do tego jeszcze
wczorajszą rocznicę ślubu moich rodziców,a zrobi się BARDZO intensywny
weekend.
Do tego stopnia,że wczoraj wieczorem usypiając L zasnęłam razem z nim.
Wracając do tematu sofy, to przyszła punktualnie po całych siedmiu tygodniach!
Nie
mogłam jej od razu wstawić do salonu,bo musiałam zaimpregnować naszą
dębową podłogę.
Jak się okazało proces schnięcia trwał ok.doby,więc
wszystkie meble z salonu musiały być wyniesione.
Jak skończyłam zabezpieczanie w ten sposób podłóg w całym mieszkaniu, wtedy nadszedł długo oczekiwany moment...
...i kolejny szarak zawitał w naszym mieszkaniu.
Wybierając sofę kierowaliśmy się przede wszystkim jej gabarytami. Nie mogła być za duża,bo salon jest niewielki,a musiało zostać miejsce na odsunięcie krzeseł przy wyspie.
Mnie zależalo na jak najwiękzej powierzchni spania, dla M liczyła się też długość,bo do niskich nie należy.
Wybór padł na sofę ROCK , bo spełniła powyższe wymagania.
Zdecydowaliśmy się też na węższe boki,gdyż każdy zaoszczędzony centymetr się liczył.
Czy jest wygodna to się okaże,bo jeszcze testowana nie była.
Do niej dokupiliśmy okrągły puf o średnicy 50cm.
Kilka dobrze już znanych poduszek, futrzak na podłodze i zrobiło się jak w domu...
Już za kilka dni przyjazd M i w końcu pierwsza noc w naszym mieszkaniu.
Miłego ostatniego już tygodnia wakacji!!!
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz